Wojna i pokój
[POLISH] Czy więcej robotów w fabrykach oznacza wzrost bezrobocia? Prawdopodobnie tak. (…) Doktor Inaba wcale się tym nie martwi.
– Będziemy potrzebowali więcej personelu, żeby produkować więcej robotów i żeby je sprzedawać – mówi.
Ale czy roboty uczynią nas szczęśliwszymi? Patrząc na ludzi, którzy je produkują u stóp góry Fudżi, można w to wątpić. Sam doktor Inaba sądzi, że szczęście jest jeszcze kwestią przyszłości. Gdy wieczór przechodzi w noc, w swoim domu na kartce papieru kreśli pędzelkiem ideogramy starego wiersza: „Kiedyś mieliśmy czas na poszukiwanie pokoju. Dzisiaj już nie”. Mówi mi, że napisał te słowa pewien generał. Podczas wojny.
Inaba żyje walką, a razem z nim wielu innych Japończyków. Zupełnie jakby stracili z pola widzenia człowieka. Kiedy po dwóch dniach spędzonych w roli niewygodnego gościa opuszczam żółtą kwaterę główną doktora Inaby, w pamięci zachowuję głównie krzyki robotów, które dalej będą się reprodukować dwadzieścia cztery godziny na dobę, i przestronne puste korytarze z obrazami na ścianach przedstawiającymi bezludne księżycowe krajobrazy. Chciałbym dodać gazu i jak najszybciej wrócić do Tokio, ale plastikowi policjanci wzdłuż autostrady nakazują gestami, abym jechał powoli.
Byłem w przyszłości i mogę powiedzieć, że działa. Ale czy nam się podoba?
Terzani, T. (2009). W Azji (Robot i cesarz, Tokio, styczeń 1986) (In Asia). W.A.B., tłum. J. Wajs, s. 124-125.
[POLISH] Nigdy nie straciłem zaufania do lekarzy, którym powierzyłem swoje zdrowie. Wręcz przeciwnie. Ale im lepiej ich poznawałem, tym wyraźniej czułem, że są niczym skrzypce, którym brakuje struny. Sami wpadli w pułapkę mechanicyzmu w postrzeganiu problemu, a zatem także sposobu jego rozwiązywania. Niektórzy dostrzegali moją niepewność i niektóre moje uwagi ich bawiły. Na przykład: Dlaczego nie przyjrzeć się na nowo stosowanemu słownictwu? Mogłoby to być pożyteczne – mówiłem. Język, którym obudowana jest ta choroba, to język wojny i ja sam początkowo też go używałem. Rak jest „wrogiem”, którego należy „pokonać”; terapia to „broń”, a każda faza leczenia to „bitwa”. „Choroba” postrzegana jest zawsze jako coś obcego, co wdziera się do naszego wnętrza, żeby narobić tam kłopotów, powinna być zatem zniszczona, wyeliminowana, usunięta. Już po kilku tygodniach obcowania z rakiem wizja ta przestała mi się podobać, przestała mi odpowiadać.
Terzani, T. (2008). Nic nie zdarza się przypadkiem (Un altro giro di giostra). Warszawa: Świat Książki, tłum. Anna Osmólska-Mętrak, s. 19-20.
[POLISH] Miałem opowiadać o wojnach, ale nie zastanawiać się, dlaczego – przy całym postępie, którym człowiek się chlubi – wciąż stanowią tak ważną część jego egzystencji. Dlaczego w miarę rozwoju cywilizacyjnego i gospodarczego kraje coraz więcej inwestują w badanie nowych, doskonalszych i bardziej śmiercionośnych broni?
Poza tym jeszcze jakiś czas temu mówienie o wojnie mogło czemuś służyć. Ludzie się buntowali; masakra potrafiła jeszcze kimś wstrząsnąć. Dzisiaj nawet to mówienie na nic się nie zda. Codziennie pojawiają się nowe historie o masakrach, krzywdach, torturach, ale ledwie zwraca się na to uwagę. To nas przerasta. Myślimy, że nie da się nic zrobić, i w ten sposób stajemy się coraz bardziej wspólnikami najprostszej ze zbrodni: obojętności.
Terzani, T. (2008). Nic nie zdarza się przypadkiem (Un altro giro di giostra). Warszawa: Świat Książki, tłum. Anna Osmólska-Mętrak, s. 434.