Ryszard Kapuściński był żywo zainteresowany sytuacją Polaków wywiezionych na Wschód i pozostawionych po wojnie w krajach byłego Związku Sowieckiego. W autobiograficznym wywiadzie w holenderskiej telewizji w 1999 roku mówił po angielsku, że on też mógł być jedną z takich wywiezionych osób. Jego wypowiedź jest apelem o niesienie pomocy Polonii na Wschodzie i zainteresowanie się ich ciężkim losem.
Poniżej fragment wspomnień Barbary Siedleckiej, pochodzącej z Pińska i wywiezionej do północnego Kazachstanu.
Pamiętam – wspomnienia Barbary Siedleckiej z domu Młynarek (Bydgoszcz 2008):
Moje rodzinne miasto Pińsk. Tam spędziłam pierwsze szczęśliwe lata dzieciństwa. Ryszard Kapuściński pisał tak: Wyruszając z małego drewnianego Pińska, można było opłynąć świat. Rzeczywiście rozbudowany system wodny rzek i kanałów, stanowił doskonałe połączenie z morzem Czarnym i Bałtykiem. To nieco senne, kresowe miasteczko, przycupnięte na obu brzegach rzeki Piny, było stolicą Polesia, krainy pięknej, co tajemniczej i trochę posępnej. Rozległe bagna i moczary porośnięte wiekową puszczą, przecinały pajęczą siecią liczne cieki wodne. Nad niezamarzającymi nawet zimą mokradłami, unosiły się zazwyczaj kłęby pary. Dziewicza przyroda nietknięta ręką człowieka, z unikalną roślinnością, rzadkimi okazami ptaków, to właśnie Polesie. Ton Pińskowi nadawały stacjonujące tam dwa duże garnizony wojskowe. Rzeczna Flotylla Marynarki Wojennej i 84 Poleski Pułk Piechoty. W tym ostatnim służył mój Ojciec. Mieszkaliśmy na terenie koszar w pięknym suchym, sosnowym lesie. Pamiętam żywiczny zapach rozgrzanych słońcem sosen. Pińsk pamiętam dobrze od 1939r. Wcześniej wszystko zostało zasnute mgiełką niepamięci. Pozostały tylko pojedyncze, nieliczne obrazy. A to powrót z jakiejś wielkiej wystawy. Ojciec niesie mnie na barana. Niedzielne obiadki u dziadków, radość z białej, haftowanej w niebieskie kwiatki sukieneczki. Smak placków ziemniaczanych smażonych przez babcię. Dlaczego właśnie placki? Ostatnie dni pokoju. Wyczuwam atmosferę zdenerwowania i zagrożenia, ale i optymizmu, że jakoś to będzie. Przecież jesteśmy zwarci i gotowi. Nie oddamy nawet guzika od munduru. Ojciec z pułkiem wyjeżdża na front. Odprowadzamy Go na rampę. Nastrój jest podniosły. Żołnierze śpiewają wesołe i dziarskie piosenki. Ojciec długo stoi na stopniach wagonu, machając nam ręką na pożegnanie. Pociąg wolno rusza, przyśpiesza i ginie za zakrętem. Zostaliśmy sami na długie sześć lat.
Wojna do Pińska przyszła razem z hukiem nadlatujących samolotów. Niemcy bombardują koszary. Robią to systematycznie, kilka razy dziennie. Na dźwięk syreny obwieszczającej nalot, biegniemy w głąb pobliskiego lasu, aby schronić się w naprędce wykopanych okopach. Odzywają się jeszcze umieszczone na dachach gniazda karabinów maszynowych, ale i one wkrótce zamilkną. Zdarzyło się kiedyś, że podczas wieczornego nalotu, Mama musiała wyciągnąć z kąpieli mokrego braciszka, owinąć go w kołdrę i w niebywałym pośpiechu uciekać.(…)
Znowu u dziadków w Pińsku. Kończy się mroźna zima 1940 roku. Jest głodno i biednie. Żyje się w atmosferze strachu i niepewności. Przyjdą, czy nie przyjdą? Zabiorą, czy nie zabiorą? A jeżeli tak, to, kogo? Czy przeżyje się spokojnie jeszcze jedną noc? Ludzie się ukrywają, nie nocują w domu. W takiej atmosferze przeszły Święta Wielkanocne, chyba mało zauważone. Pamiętam tylko odwiedzanie grobów pańskich w kościołach.
Przyszli po nas 13 kwietnia, tuż po świętach, jak zwykle nad ranem. Przyszli nieco spokojniej. Oficer odczytał nakaz i sobierajsia. Tym razem, to my z Mamą zagrażaliśmy sowieckiej władzy i byliśmy elementem niebezpiecznym. Pomimo tego, że niby każdy wtedy już był przygotowany, że mógł się spodziewać najgorszego. Jednak jak przyszło, co, do czego to okazało się, że na taką sytuację nigdy nie jest się przygotowanym. Mama nieprzytomnie biegała od ściany do ściany, babcia lamentowała, a czas uciekał. Wówczas enkawudzista, może mający jakieś ludzkie uczucia, wyciągnął na środek pokoju wielki babciny kufer i kazał pakować ciepłe ubrania, pościel i bieliznę pościelową. Ta ostatnia niejednokrotnie miała uchronić nas od głodu. Stała się po prostu walutą wymienną. Do transportu było niedaleko kilkaset metrów zaledwie. Na rampie stał długi szereg bydlęcych wagonów i czekał. Czekał na nas, oraz nam podobnych. Było już widno, kiedy ładowano nas do wagonu. Mieliśmy szczęście, bo dostaliśmy miejsce na górnej pryczy, tuż przy oknie. Takim sposobem mogliśmy wyglądać na świat. Nie wiem, czy można było w tamtym czasie znaleźć drugą taką rodzinę, którą zabierano do transportu dwa razy. Wagony zapełniały się powoli. Staliśmy tak na rampie trzy dni. Wartownicy z bronią chodzili wzdłuż pociągu i pilnowali, aby nikt nie uciekł. Z dużym prawdopodobieństwem można mniemać, że był to ten sam transport, który jako dziecko obserwował Ryszard Kapuściński. Napisał o tym w Imperium.(…)
Całość wspomnień Pamiętam Barbary Siedleckiej do pobrania w PDF na stronie http://www.sybiracy.pl/Barbara-Siedlecka-Pamietam
Wersja w języku rosyjskim tych wspomnień (tytuł: Помню [Pomnju]) znajduje się na stronach Cyfrowego Dolnego Śląska.
Echa Polesia. Kwartalnik Polaków na Polesiu (nr 3 [43], 2014, numer do pobrania w PDF, strona internetowa www.polesie.org):
Co trzeci Polak wywodzi się z dawnych Kresów Rzeczypospolitej. Minęło 25 lat jak Polska odzyskała niepodległość, ale wciąż nie zostało spełnione moralne zobowiązanie wobec Polaków, którzy pozostali po wojnie na Kresach. Fundacja Dla Polonii w ramach akcji Powrót Do Polski zebrała 25.000 petycji do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w sprawie ułatwienia powrotu Polaków z terenów dawnego ZSRR do Macierzy. Organizatorzy kompanii uważają, że potrzebne jest pilne uproszczenie przepisów dotyczących repatriacji i zlikwidowanie barier biurokratycznych. Obecnie cały proces repatriacji trwa około 5-7 lat. Problem stanowi poszukiwanie mieszkań i pracy. Mało gmin otwiera się na przyjęcie repatriantów ze Wschodu. Wygląda na to, że Polska prędzej przyjmie pod swój dach dziesiątki tysięcy Wietnamczyków i Chińczyków, niż Polaków z dawnego Związku Radzieckiego. Polska powinna poduczyć się u Niemców jak trzeba ściągać swoich rodaków do Macierzy.
[A.K.]