Aparat fotograficzny / Camera

Tiziano Terzani używał różne modele apratów fotograficznych. Opisuje je w swoich książkach, wiele również możemy się dowiedzieć o nich oraz o jego fotografii z tekstów Vincenzo Cottinelliego.

I tak oto na początku sierpnia z Bangkoku, mojego obecnego miejsca zamieszkania, wyruszyłem na północ z niewielkim bagażem, który – jak miałem okazję się przekonać – jest wystarczający i niezastąpiony: to plecak z komputerem i drukarką, czyli moje biuro, stara leica M2 zakupiona w Sajgonie w kwietniu 1975 roku od pewnego złodzieja, a skradziona przezeń chwilę wcześniej jakiemuś uciekającemu Amerykaninowi, oraz podręczna torba z ubraniami i obuwiem sportowym, którego używam podczas codziennych, pięciokilometrowych biegów, pomagających mi utrzymać formę, bo w zawodzie dziennikarza nadal zdarzają się sytuacje, w których trzeba salwować się ucieczką – sprawność fizyczna jest zawsze w cenie. (Tiziano Terzani, „Dobranoc, panie Lenin!”, Poznań 2011, włoskie wydanie w 1992 roku)


Ja i moje aparaty fotograficzne: dziś właśnie o tym chciałbym mówić.
Folco, jak ci już mówiłem, w moim rodzinnym domu we Florencji nie było radia, telefonu, nie było książek, więc łatwo się domyślisz, że nie było także aparatu fotograficznego! Ani w liceum, ani na uniwersytecie nie miałem takiego aparatu.
Pierwszy, jaki sobie przypominam – bo kupienie tego sprzętu miło doniosłe znaczenie – to był wspaniały, nowiutki rolleiflex, za który zapłaciłem całą górę pieniędzy. Kupiłem go, kiedy dowiedziałem się, że jadę do Afryki Południowej. Byłem zdecydowany pisać na temat apartheidu, chciałem udokumentować to, co będę pisał. Kupiłem więc wspaniały aparat, pudełeczko, które przytrzymywało się na brzuchu, żeby patrzeć do środka z góry. Zupełnie inny niż te, których używają dziennikarze, bo robił hałas, trudno było ustawić ostrość, ale nim wykonałem pierwsze prawdziwe zdjęcia, które miały opowiadać jakąś historię.
Kupiłem ten aparat, bo uważałem, że samo pisanie nie wystarcza. Poza tym zdjęcia były czymś w rodzaju notatnika, pokazywały wszystkie detale, których nie byłem w stanie zanotować. Z tym aparatem podróżowałem, kiedy pracowałem dla Olivetti. Potem, kiedy pojechałem do Wietnamu, zaopatrzyłem się w modne w owym czasie aparaty Nikon i Nikkommat z zoomem. Były ciężkie, ale miałem torbę, do której je wkładałem, a którą woziłem zawsze ze sobą. Ważne, żebyś zrozumiał, że nigdy nie czułem się fotografem. Przeciwnie, z wyjątkiem kilku wspaniałych fotografów, których szanowałem, takich jak Philip Jones Griffiths, Abbas i niewielu innych, w Wietnamie zacząłem pogardzać fotografami. Byli nieznośni. Nigdy ich nie lubiłem, bo kiedy z jakiegoś powodu pracowali razem z tobą, zawsze mieli wymagania zupełnie inne niż twoje.
(…)
To także jedna z racji, dla których – mimo że czasami „Spiegel” chciał wysłać fotografa z Hamburga do którejś z wielkich historii, które opisywałem – przez wszystkie lata pracy z tą gazetą nigdy nie pracowałem z fotografem.
Robiłem zdjęcia, które ilustrowały moje artykuły i były zgodne z tym co pisałem.
(…)
Moje życie zmieniło się 30 kwietnia 1975, bo dzień wcześniej – kiedy Amerykanie uciekali z dachów domów w Sajgonie helikopterami, które przyleciały ich ratować – pewien zdolny wietnamski złodziej ukradł jednemu z nich aparat leicę M3. Kilka dni później spotkałem tego złodzieja na targu w Sajgonie i odkupiłem ten wspaniały, prościutki aparat za sto dolarów.
To był aparat mojego życia. Od tamtej pory używałem tylko tego aparatu. Towarzyszył mi wszędzie: w Chinach, w Kambodży, na Sachalinie, w Związku Radzieckim również w Japonii.
Zaletą M3, aparatu fotograficznego wymyślonego przez Niemców, było to, że bardzo łatwo się w nim zmieniało film. To naprawdę ważne. Fotografowie używali go już podczas wojny w Korei. Można go powiesić na szyi, w razie potrzeby odwraca się go, otwiera, wkłada rolkę filmu, zamyka i – da dam! – jest gotowy, a także bardzo łatwy w obsłudze. Jeżeli chcesz zrobić zdjęcie, nastawiasz czas, wybierasz rozwartość optyczną obiektywu, film czarno-biały 400 ASA i pstrykasz. Zawsze się udaje. (Tiziano Terzani, „Koniec jest moim początkiem”, Poznań 2010, włoskie wydanie w 2006 roku)


Coerenti con queste tracce ci sono due indizi: uno fornito da quei meavigliosi oggetti della meccanica che erano le fotocamere analogiche di Terzani, che lui dorava e che oggi aiutano a capire il suo progetto di sé come fotografo. Fino agli anni Novanta lo si vede con al collo una Leica M3 o M4 con il grandangolo 35mm, e poi, con cinghia più lunga, una Nikon F munita di teleobbiettivo 135mm: fotocamere nude, pronte all’azione. Ma certamente aveva con sé anche una compatta „da polso o da tasca”, come ruota di scorta per non perdere colpi quando la Leica va ricaricata: è questa che viene usata per le foto ricordo dove lo si vede con tutta la sua attrezzatura, solo o in compagnia di personaggi significativi. Scelta classica del reporter di strada, curioso, rapido ed essenziale. Non semplice illustratore di testi, o cercatore della foto perfetta. (Vincenzo Cottinelli, „Tiziano Terzani e la fotografia”, w: „Tiziano Terzani. Guardare i fiori da un cavallo in corsa” [a cura di Àlen Loreti], Milano 2014)


VINCENZO COTTINELLI – Tiziano Terzani e la fotografia (2018, Italian, PDF)


VINCENZO COTTINELLI – Tiziano Terzani: Ritratto di un amico (2005, Italian)

NIKON F

Aparat wprowadzony na rynek w 1959. Pierwsza lustrzanka jednoobiektywowa Nikona, produkowana do 1973 roku.

LEICA M

Model M3 wprowadzono na rynek w 1954 roku, model M2 w 1957 roku, M4 produkowano w latach 1966-75.