Pruszyński (1938): Polska – „naród urzędniczy”. Polską obecną rządzi pewna warstwa wyższej biurokracji, która wyzwoliła się spod wszelkiej kontroli, a uzależniła od siebie wszystko.

Tekst Ksawerego Pruszyńskiego z 1938 roku odpowiada na fundamentalne pytanie.

Kto nami rządzi?

Autor: Ksawery Pruszyński

Kto właściwie rządzi Polską w naszych czasach? Jakie środowisko, grupa czy klasa społeczna stała się w naszych czasach faktycznym ośrodkiem decyzji, posiada wpływ dominujący na rządy państwem? Na kim w przyszłości ciążyć będzie odpowiedzialność za losy tego państwa w obecnym okresie historii?

Najpierwsze przyjrzenie się temu kapitalnemu dla historii pytaniu odpowiada nam, że kwestia ta została właśnie w Polsce, i właśnie w obecnym okresie, precyzyjnie zanonimowana. Wiemy, że Polską w XI i XII wieku rządzili panujący z dynastii Piastów, że od przywileju koszyckiego dzielili się władzą z możnowładcami; od Cerkwicy i Nieszawy z ogółem „szlacheckiego narodu”. Rządy i odpowiedzialność w dawnej Polsce były więc zarysowane wyraźnie, postawione jasno. Rządy i odpowiedzialność za rządy we współczesnej Europie postawione są nie mniej jasno: W państwach totalnych sprawuje je jednostka – wódz wespół z partiami, hitlerowską czy faszystowską. W demokracjach sprawują je wielkie stronnictwa i masy wyborcze. Ale w Polsce dzisiejszej ta sprawa nie jest jasna: była nią jaśniejsza do 1926 roku. Wtedy rządziły u nas partie, wykorzystując nieprzygotowanie polityczne szerokich mas, ba, całych dzielnic. Po 1926 można powiedzieć: Józef Piłsudski. Ale od pierwszego dnia swych rządów Józef Piłsudski nie rządził nigdy sam, przeciwnie, dopuszczał do rządów, dawał wolną rękę w szeregu dziedzinach bardzo różnym ludziom. Zakres jego bezpośredniego władania kurczył się coraz bardziej, aż znikł zupełnie. Ktoś powie: Polską rządzi Konstytucja Kwietniowa 1935 roku. Ale to nie jest odpowiedź na pytanie. Polska jest co najwyżej rządzona wedle Konstytucji Kwietniowej, na podstawie tej Konstytucji, na jej zasadzie, w jej ramach. Ale – kto – jako ludzie, środowisko, warstwa, rządzi Polską dzisiejszą? Jednostka? Jeśli tak, to która? Sejm i wybory? Czyżby? Monolit partyjny – Ozon?…

Jest rzeczą pewną, że żadna z tych odpowiedzi odpowiedzią nie jest. Żadna nie ujmuje ani tego, kto Polską rządzi, ani tego, kto za te rządy, za ich minusy i plusy, zasługi czy winy, będzie w przyszłości odpowiedzialny. Jesteśmy więc świadkami dziwnego faktu, że i czynność rządzenia i – co gorsza – odpowiedzialność za to rządzenie uległa zanonimowaniu, zamazaniu, zatarciu, że te rzeczy nie są postawione ani jasno, ani wyraźnie.

Któż wbrew pozorom, Polską nie rządzi?
Polską nie rządzi obóz legionowy. Szereg jego wybitnych członków znalazło się jeszcze przed 12 maja 1926 roku po „drugiej stronie barykady”, np. generał Januszajtis, Roja. Nawet ludzie nic z tamtymi wspólnego nie mający (i których nazwiska wbrew wszelkim staraniom nędznych kompilatorów z kart historii się nie wymaże), jak generał Kazimierz Sosnkowski, nie mają ani części odpowiedzialności za okres pomajowy. Natomiast wpływ na rządy nader znaczny posiadali ludzie spoza Legionów: prezydent Ignacy Mościcki, Prystor, Matuszewski, Kwiatkowski.

Polską – wbrew iluzjom Jędrzeja Oraczewskiego – nie rządzą, rzecz jasna, ziemianie. Nieśwież w 1926 był tylko gestem, ministrowanie Meysztowicza i Niezabytowskiego – dawno zapomnianymi epizodami. W stosunku do ery przedmajowej „stan posiadania” ziemiaństwa nawet w takiej dziedzinie jak służba dyplomatyczna cofnął się znacznie. Rola ziemiańskich posłów i senatorów w sejmie nigdy nie miała bardziej wpływowego charakteru. Zresztą nie miał go i nie ma sam sejm.

Polską nie rządzi ciężki przemysł. To jeszcze jedna przykra iluzja. Ciężki przemysł rządzi czy współrządzi wieloma krajami. Współrządzi z zewnątrz niejedną republiką południowoamerykańską, zależną od kapitalistów ze Stanów Zjednoczonych. Współrządzi Stanami Zjednoczonymi AP. Ale to należy do przeszłości i było możliwym w krajach o ustroju liberalnym. Etatyzm i interwencjonizm kruszy kamienne zamki feudałów. Każdy Radziwiłł i każdy Pless, każda Wspólnota Interesów czy Scheibler i Grohmann są na łasce lokalnej Izby Skarbowej, a dzieje sporu Heimann–Kwiatkowski są wymowną ilustracją.

Najpotężniejszy dyrektor najpotężniejszego koncernu jest zależny od władzy państwowej w wyższym stopniu niż przeciętny obywatel. Nie myślimy nad tym biadać, nie pragniemy tego chwalić. Ograniczymy się do stwierdzenia, a raczej przypomnienia tego faktu, Polską nie rządzi dziś i kapitał.

Czy Polską rządzi wyborca? Trudno odpowiedzieć potakująco na to pytanie. Istnieją powszechne skargi na to, że wola wyborcy w poprzednich, dawniejszych wyborach była urabiana czy przeinaczana. Obecnie trudno nie przyznać, że ta wola przechodzi przez pewne sito wyborcze, że tym sitem są kolegia desygnujące kandydatów na posłów czy senatorów. Wedle powszechnej opinii skład Izb pozostaje pod wpływem czynników administracyjnych, których udział, już choćby w kolegiach wyborczych, jest bardzo, a bardzo znaczny.

Polską dzisiejszą – i tu dochodzimy do rezultatu naszych rozważań – rządzi w obecnym okresie dziejowym wyższa biurokracja.

W 1926 roku biurokracja ta uwolniła się spod kontroli i ingerencji, nieraz nadmiernej, partii politycznych i sejmu. W następnych latach nie tylko, że uwolniła się od tego wpływu, jaki mogły wywierać każdorazowe wybory, ale wprost poczęła wpływać na te wybory. Stała się potrzebną – i jak potrzebną! – jedynej partii rządzącej – BBWR.

– W okresie postępującej rozbudowy etatyzmu i ingerencji państwowej biurokracja ta zdobyła dla siebie szereg potężnych domen. Uzyskała wpływ na przemysł prywatny, poczęła przejmować na własny rachunek szereg wielkich jego gałęzi, jedne na własność, drugie jako uzależnione lenna.

– W okresie kryzysu, gdy olbrzymie masy rolnicze wołały o dewaluację, utrzymała w nędzarskim kraju jak Polska parytet złotego, od którego na naszych oczach odstąpiły najbogatsze kraje Europy. Było to oczywiście na korzyść tylko tych, którzy otrzymują pensje na pierwszego.

– Wreszcie w szczególnie perfidny sposób zniszczyła niezależność niższych urzędników. Najpierw kasując ustawę o pragmatyce urzędniczej, dozwalając na usunięcie urzędnika ze służby w sposób dowolny, za zwykłym wypowiedzeniem. W ten sposób zawieszona nad karkiem szerokich rzesz średnich i niższych urzędników, pozbawionych „pleców”, „koneksji”, „stosunków”, „kontaktów” (jakże znamienne dla naszych czasów jest to bogactwo synonimów słowa „protekcja”). W ten sposób niższy urzędnik (bo o wyrzuceniu wyższych na mocy nowych przepisów jeszcześmy nie słyszeli) stał się nie bez racji „zahukany i zastraszony”. Następnie przedzielono rzeszę urzędników i materialnie. Słynne „przeszeregowanie” wykopało przepaść między uposażeniem górnym dziesięciu tysięcy biurokratów a nędznymi pensjami miliona pozostałych. Możemy być pewni, że nie było ono wyłącznym dziełem Jędrzejewicza. Podobnie jak dawniej „naród szlachecki”, tak dziś „naród urzędniczy” ma swoją magnaterię i swoją szlachtę szaraczkową. Równość szlachecka i równość urzędnicza to takie same papierowe pojęcia…

Zdaje się, że zdołaliśmy przedrzeć zasłonę anonimowości. Jest wprawdzie u nas sejm i są wybory: ale nie rządzi ani sejm, ani wyborcy. Jest wprawdzie u nas partia rządowa, Ozon, jak gdzie indziej są partie totalistyczne; ale, jak dotąd, i ona nie rządzi. Są w kraju ziemianie czy wielcy przemysłowcy, ale ich potęga pieniężna jest w porównaniu z potęgą etatystycznego państwa słaba.

Poza tymi parawanami i przesłonami Polska posiada jednak niewątpliwie ośrodek dyspozycji państwa. Posiada grupę, która niewątpliwie rządzi. Rok 1926 uniezależnił tę grupę od sejmu, wyborów, wielkich stronnictw, opinii. Następne lata poprzez kryzys, który z całej ludności najmniej dał się we znaki wyższym urzędnikom, wzmocniły znacznie stan materialny.

Tak wygląda sprawa. Nie da się tego zamazać, zasłaniając się przed naszą tezą wywodami o biedzie, upośledzeniu i nędzy szerokich mas urzędniczych. Masy te zostały upośledzone właśnie przy najczynniejszym, a zręcznym współudziale i sprawie właśnie tych, którzy tak chętnie kryją się w razie ataków za nędzarskim bytowaniem zahukanego polskiego urzędnika. Polską obecną rządzi pewna warstwa wyższej biurokracji, która wyzwoliła się spod wszelkiej kontroli, a uzależniła od siebie wszystko. Oto warstwa, w której dziś spoczywa prawdziwy ośrodek dyspozycji, oto siła, z którą Józef Piłsudski, jak świadczą o tym pamiętniki Sławoja-Składkowskiego – walczył i jak sam wyznaje, z którą – przegrał. Jak w Niemczech partia hitlerowska, jak za Jagiełły praelati et barones, jak w epoce wolnych elekcji masy szlacheckie, tak w 1938 roku grupa ta faktycznie rządzi Polską. Ona też będzie w konsekwencji odpowiedzialna wobec historii za złe czy dobre, ostateczne wyniki tych jej rządów.

Ksawery Pruszyński, „Polityka”, nr 10, 1938


Ksawery Pruszyński w 1937 roku zastanawiał się też dlaczego nasza administracja szwankuje („Słowo”, nr 346, 15 grudnia 1937). Tekst w rozdzielczości 1093 x 1500:

Slowo1937_346_pruszynski_administracjaO urzędnikach w kontekście Rewolucji Październikowej pisał Ryszard Kapuściński w Imperium (Czytelnik, Warszawa 1993):

Otóż gdy chodziłem tak uliczkami starej Moskwy, zdało mi się, że w pewnym momencie zaczynam rozumieć sens Rewolucji Październikowej – wielkiego wydarzenia XX wieku, które (wszyscy to wiemy) zmieniło bieg dziejów ludzkości. A mianowicie – partery tych ciągnących się kilometrami domków i kamieniczek były zbudowane – kiedyś, kiedyś – jako pomieszczenia na sklepy, na warsztaty rzemieślników, na restauracyjki i kawiarenki. (…) Tu biło serce starej, kupieckiej, ruchliwej i przedsiębiorczej Moskwy. Tłumy ludzi przewijały się tymi ulicami. Było kolorowo i gwarno, tłoczno i egzotycznie. Otóż idąc dziś przez te same, ale puste i martwe ulice odruchowo zaglądam do okien wystawowych. We wszystkich stoją biurka. (…)
Chytrość przejawia się często w rzeczach najprostszych. Uliczki, po których teraz chodzę, potwierdzają tę prawdę; manewr, który dał bolszewikom zwycięstwo, polegał na wyrzuceniu i wywłaszczeniu kupców (ludzi niezależnych, kierujących się prawami rynku) i posadzeniu w ich sklepach urzędników – a więc pokornego i posłusznego narzędzia władzy. Człowieka za kontuarem zastąpił człowiek za biurkiem: rewolucja triumfowała.

Learn more:

  • Imperium by Ryszard Kapuściński:

    AS I WALKED this way through the streets of old Moscow, it suddenly struck me that I was beginning to understand the meaning of the October Revolution—the great event of the twentieth century, which (as we all know) changed the course of human history. I noticed that the ground floors of these houses and small apartment buildings were built—long, long ago—as accommodations for stores, for artisans’ workshops, for little restaurants and cafés. This is evident from the display windows, the type of stairs, doors, and spacious interiors. Here beats the heart of the old, commercial, bustling, and enterprising Moscow. Throngs of people passed through these streets. It was colorful and noisy, crowded, exotic. Today, walking through these same, although now-empty and lifeless, streets, I instinctively look into the display windows. Desks stand in all of them. There are no counters or shelves here, no grocery items or textiles. Only more or less shabby desks. Desks, moreover, tightly jammed together, crammed, stuffed in as if by force, arranged practically in layers, like bunk beds in military barracks. How much discussion must go on about this, how many conferences, how much deliberation on such a vital subject as—where is there room to fit in one more desk? On those desks (visible through the display windows), piles of inquiries, forms, and questionnaires. And—this too is everywhere—tea glasses.